Zbliżają się święta, czas oczekiwania, radości, wspólnego spędzania chwil w rodzinnym gronie.
Z tej okazji chciałabym opowiedzieć Wam pewną historię, a raczej przedstawić wywiad z osobą, która o świętach myśli praktycznie przez cały rok. I nie planuje wtedy własnych świąt, a robi to dla dzieci.
Samotność nie jest dla dzieci. A zwłaszcza w święta.
Ewa z Przygoda Yvette to zaangażowany społecznik, dla której dobro dzieci to najcenniejszy skarb i prezent. Z okazji Świąt poprosiłam ją o wywiad, chciałam Wam bowiem również przybliżyć projekt, który Ewa realizuje i który mam nadzieje uda jej się zamknąć (być może również przy Twojej pomocy) w okolicy Świąt. Bardzo ucieszyłam się, kiedy na moją propozycję odpowiedziała twierdząco!
Ewo, opowiedz o swojej akcji i gdzie Ciebie można znaleźć?
Aktualnie zbieram pieniądze dla Fundacji Gajusz. Jest to łódzka Fundacja, mieści się bardzo niedaleko od mojego domu. Znamy się od lat, ale na pomoc na taką skalę zdecydowałam się dopiero niedawno. Pieniądze dla Gajuszowych dzieciaków zbieram poprzez zakładkę na stronie Fundacji, a także klasycznie, do skarbonki – puszki.
Hasłem wiodącym jest liczba – 1051. Jest to mój numer startowy, który został mi losowo nadany na cały cykl jesienno zimowych biegów przełajowych City Trail. Mam, hmm, taką fanaberię, że lubię liczby parzyste, a ten numer jest nijaki, nie podobał mi się od samego początku, drażnił moją potrzebę porządku i symetrii. Postanowiłam zatem dobudować sobie do niego własne, dobre skojarzenie i to dlatego wszystko kręci się wokół niego. Okazało się, że jest to doskonała liczba dla wyzwań. Nie trzeba być bardzo zaawansowanym biegaczem, by pokonać dystans 10,51 km, spacerując z psem da się zrobić 1051 kroków, a w ciągu 10 minut i 51 sekund można… No właśnie – co można? Może Wy wymyślicie coś nowego?
Dlaczego dzieci?
Bo dzieci są bezbronne, potrzebują pomocy i wsparcia dorosłych…
Wcześniej przez kilka miesięcy zbierałam pieniądze dla Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, która między innymi prowadzi Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży. Dzwonią tam często dzieciaki skrzywdzone przez dorosłych. Ja sama pochodzę z rodziny, w której było mnóstwo przemocy. Były to czasy, kiedy telefon stacjonarny był luksusem, telefon zaufania jeszcze nie istniał, a moje dziecięce wołanie o pomoc było załatwiane syropem uspokajającym. Bardzo chciałabym, aby tak nie było, żeby pomoc dla dzieci była na wyciągnięcie ręki, na jeden telefon. Dlatego w pierwszej kolejności moja zbiórka dotyczyła właśnie tej Fundacji, a nie innej. Teraz zbieram dla Gajusza – znajduje się tam między innymi hospicjum stacjonarne i ośrodek preadopcyjny dla porzuconych maluszków do 1. roku życia. Chciałabym choć trochę pomóc pracownikom Gajusza w pomaganiu. Od czasu do czasu tam bywam i widzę jak zajmują się dziećmi, z jaką czułością i troską o nich opowiadają. Obok czegoś takiego nie mogę przejść obojętnie. Nie mam niestety konta pełnego kasy, ale mam dwie zdrowe nogi, chęć pomocy i dostęp do internetu – to wystarcza by uzbierać całkiem przyzwoitą sumę pieniędzy.
Żałoba po dziecku jest jedną z najtrudniejszych. Rodzice pozostają z myślą, że powinni coś zrobić, że czegoś nie przewidzieli, że zawiedli dziecko, bo nie dali rady utrzymać Go przy życiu. Dla mnie osobiście jest to trudna sprawa, gdyż sama straciłam dziecko. I rozmawiając z innymi rodzicami w podobnej sytuacji wiem, że większość ma wobec samych siebie nadmierne, wręcz nadludzkie oczekiwania. Cieszę się, że są takie Placówki, które pomagają w podobnych sytuacjach i że są osoby, które pomagają takim Placówkom.
Ale opowiedz dlaczego Gajusz? Jak podeszli do Twojej propozycji?
Pierwsza moja wizyta wypadła chyba dość niezgrabnie… Najpierw poszłam do znanej mi już
z widzenia pani pracującej w sekretariacie, drżącym głosem wyłuszczyłam o co mi chodzi (biega), pani cierpliwie wysłuchała co miałam do powiedzenia i z uśmiechem kazała mi iść do pani M. Znalazłam pokój, w którym pracuje pani M., weszłam i zamarłam. W tym pokoju siedziała trójka ludzi… A ja mam okropny problem z „wystąpieniem publicznym” – trzy obce osoby potrafią mnie sparaliżować. No, ale jak już tam byłam, to przecież nie mogłam uciec. Znowu wyłuszczyłam mniej więcej o co chodzi, ale już chyba słabiej, a pani M. po wysłuchaniu mnie, powiedziała, że… mam rozmawiać z panem A. Słabo mi się zrobiło. Wydukałam już chyba dosłownie kilka zdań z siebie, zostawiłam swoją wizytówkę, by uwiarygodnić to co mówię i umówiłam się na kolejne spotkanie. Po tygodniu poszłam jeszcze raz. Pan A. zapoznał się z moim facebookowym fanpage’m, ja już nieco śmielej opowiedziałam o moim pomyśle na odczarowanie liczby 1051 i pomysł ten został entuzjastycznie i w pełni zaakceptowany.
Gratuluję odwagi! Na palcach u ręki mogę podać blogerów, którzy wyszliby sami z taką ofertą… nie myśląc o własnych zyskach…. Jesteś wzorowym przykładem Blogera odpowiedzialnego społecznie. Obserwuje Ciebie już od kilku miesięcy i jestem pod wrażeniem.
Skąd czerpiesz siły i odwagę na tego typu projekty?
Siły dodaje mi świadomość, ze to co robię, ma sens, jest to warunek pełnego zaangażowania. W przypadku Gajusza mam namacalne dowody na to, że ciężka praca wolontariuszy, niań, opiekunów (bo opiekunami są także mężczyźni) ma wielki sens! Dzieci są tulone, mają masowane brzuszki, opiekują się nimi lekarze, ćwiczą z nimi fizjoterapeuci i logopedzi, z rodzicami potrzebującymi wsparcia pracują psycholodzy, pary starające się o adopcję mają wsparcie prawników. Dzieci mają piękne, kolorowe pokoje z obrazkami na ścianach, na suficie są namalowane flamingi, bo przyjazne otoczenie jest również szalenie ważne, szczególnie dla dzieci. Opieką jest otaczane także rodzeństwo chorych dzieci – bo gdy choruje dziecko, cierpi cała rodzina, nie tylko mama i tata.
Oczywiście nie mogę tu pominąć ogromnego wsparcia ze strony mojej własnej rodziny. Na początku trochę biernie przypatrywali się temu co robię, a teraz wszyscy mi kibicują i się angażują na swój sposób, nie tylko finansowo.
I na zakończenie, czego życzysz wszystkim Czytelnikom z okazji Świąt ?
Przede wszystkim zdrowia i miłości, bo zdrowy człowiek, kochany i kochający może góry przenosić, może wszystko! A także wsparcia ze strony przyjaciół, rodziny – to solidny fundament do budowania niesamowitych rzeczy. Realizacji celów – jakie by nie były, bo to daje ogromną satysfakcję. Odwagi do próbowania nowych rzeczy i wiary we własne możliwości.
Do akcji Ewy zaangażowali się głównie sportowcy, m.in. biegacze. O ich wyczynach możesz poczytać na fan page Przygoda Yvette, czy instagramie. Ale i Ty możesz wspomóc, możesz dołożyć swoją cegiełkę dokonując wpłaty zajrzyj tutaj.
===================
Biegnij Ewo biegnij dalej! Bo niesiesz radość i szczęście dzieciom, sprawiasz, że święta mają przez cały rok, niesiesz im radość .
Mam nadzieje, że po przeczytaniu tego wywiadu znajdzie się osoba zainteresowana pomocą i również przyłączy się do akcji, wpłacając drobną kwotę lub/i pokazując numer 1051 potwierdzający jakąkolwiek aktywność fizyczną.
Piękna inicjatywa!
również tak uważam 🙂
Zrobiło mi się zimno, ciarki mi przeszły po plecach…..Zbyt emocjonalna jestem!
to przykre ale … możemy pomóc chociaż drobną kwotą i wierzyć, że w ten sposób wywołamy uśmiech na twarzy dzieci
Szok. Kontrowersyjny temat na dyskusję w internecie
albo na możliwość pomocy 🙂
Podziwiam. Dobrze, że są ludzie, którzy potrafią poświęcić swój czas, by zrobić coś takiego 🙂
również tak uważam 🙂 Ja również staram się pomagać, chociaż drobną wpłatą na konto fundacji 🙂
Więcej osób takich jak Pani Ewa i świat byłby lepszym miejscem. Pozdrowienia!
Warto myśleć o innych, szczególnie tych w potrzebie. Podziwiam ludzi którzy podczas gonitwy dnia codziennego znajdują czas by pomóc innym
Szczerze podziwiam. Cieszę się że istnieją ludzie którzy robią coś dla innych i to całkiem bezinteresownie. 🙂
Choć nie mieszkam w Łodzi, jestem silnie z nią związana emocjonalnie. Fundacja Gajusz poruszyła mnie chyba z 2 lata temu i gdybym mieszkała bliżej niej, przerzuciłabym chyba wszystkie swoje działania na nią. Wyjątkowe miejsce zasługujące na uwagę, wsparcie i dotacje. Brawa dla Ewy za dobre serce.
a raczej o tym, że warto pomagać innym nie tylko w święta. A zwłaszcza dzieciom, które nie zawsze sobie radzą, zwłaszcza gdy są śmiertelnie chore.